wtorek, 4 października 2011

Zo gratis, als Belgische weer + Antwerpski początek

Obudził mnie grad. A co - jak jest zimno i 1 Lipca to nie może grad padać? To uświadomiło mnie w smutnej prawdzie - w Belgii pogoda robi sobie jaja, większe niż Firma z przepisów drogowych. Przewidująco, nie wyposażyłem się w kurtkę, więc postanowiłem przeczekać to w Hostelu. To oczywiście dobra decyzja, gdyż zaraz potem wyszło słońce i pokazało się belgijskie lato (wróciło potem na ok. tydzień na przełomie września i października). Autobus nr 17 - niby wiem, gdzie wysiąść, no ale oczywiście źle. Wysiadłem na Wilrijk Bist - wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale to ważne miejsce podczas całego mojego pobytu w Antwerpii. Stamtąd - z pomocą mapy, przypadkowo napotkanych ludzi:
"uwaga, niektórzy twierdzą, że na pytanie "Do You speak English?" można uzyskać tylko jedną odpowiedź - ironiczne "Nee" (fon. niei). W każdym razie nie należy pytać, tylko prosto z mostu walić po angielsku. I nie przejmować się tragicznym zawodzeniem "very far away, You have to take the bus, tram and then taxi", bo zwykle okazuje się to 10 minut spacerku - tj. spacerku moim tempem. Tak dostałem się do Campusu Middelheim, gdzie po zapłaceniu jedynych 550 EUR wydano mi klucze, dano mapkę i pokazano gdzie to miejsce mojego nocnego spoczynku będzie. Oczywiście najkrótszej drogi na mapie nie ma (ta droga generalnie nigdzie nie istnieje formalnie, będąc lepszą od polskich dróg, jeżeli muszę o tym pisać). Szczęśliwie spotkałem podówczas MSP (Maria-Stella Portelli), która miała przyjemność mieszkania w tym samym akademiku (TPC D!). Dzięki temu droga okazana mi została. Odległość akademik-Condensed Matter Theory group okazała się być niewiarygodnie mała, co wyzwoliło moją radość. Poszedłem więc tam, nie zastając jednak prof. Francois (FRANSUA) Peetersa, poznając za to mojego poprzednika na stanowisku pisania pracy magisterskiej o wpływie oddziaływań nadsubtelnych na spin elektronu w kropce kwantowej - Pawła (obawiam się trochę podejrzeń o plagiat, gdyż moja praca może być bardzo podobna do jego...). Do tego Roeland dał mi klucz do pokoju, kartę uprawniającą do wejścia na wydział w nocy i święta (wbrew pozorom, okazała się kilkukrotnie przydatna). W pokoju moim podówczas siedział Chińczyk (Chen, o ile dobrze pamiętam), Mołdawanin - ale z Naddniestroja - (Andrey) i czystej krwi brytyjczyk (Muhammad Ali :D). No i pozostało wolne miejsce dla mnie.

Nie widząc jednak perspektyw na spotkanie z profesorem, udałem się na zakupy do pobliskiego (hehe, ze 40 minut piechotą) LIDLa. Wydałem tam 16 EUR i wtedy myślałem, że to dużo. Trudno. Wróciłem autobusem (wtedy poddałem się panice Flamandów, o której wyżej wspomniałem). Coś chyba zjadłem i poszedłem znowu szukać profesora. W międzyczasie dowiedziałem się, że jest o 17 impreza pracowniczo-absolwencka Departamentu (hm, Katedry?) Fizyki. Z miłą chęcią się na nią udałem, a z jeszcze większą powitałem darmowe belgijskie piwa. Tutaj pojawia się pierwsza chyba anegdotka. Warto podkreślić, że wydziały fizyki nie obfitują raczej w kobiety, zwłaszcza kobiety obiektywnie uznawane za ładne. Tymczasem taka się pojawiła. Spowodowało to konsternację i niemożność wypowiedzenia konstruktywnego zdania przez żadnego z męskich dysputantów (oraz niemożebną chęć wypowiedzenia zdania w jej kierunku, tylko niby jakiego?). W końcu odezwał się więc R.

-"Do You speak English?" - pytanie jakże banalne, ale, biorąc pod uwagę egzotycznę urodę niewiasty, całkiem uzasadnione.
-"Yes, I do" odpowiedziała
nastała więc cisza i w końcu, z poczucia obowiązku pewnie, odezwał się R.
-"hm, at least I've checked the boundary conditions"*

Tak, teraz NALEŻY się śmiać - do tej pory wszyscy studenci fizyki uznawali to za zabawne. Piwa było sporo, ale do domu trafiłem (mimo kompletnej nieznajomości miasta, a warto zaznaczyć, że impreza odbywała się na Campus Drie Eiken, którego nigdy wcześniej ani później nie odwiedziłem). Czekał mnie pierwszy weekend, o ile pamiętam bez żadnej aktywności.


*hm, przynajmniej sprawdziłem warunki brzegowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz